To dla Twojego dobra
Od imprezy minął tydzień. Większość
uczniów zaczęła zastanawiać się, dlaczego Ślizgoni nie urządzili jej tylko dla
siebie. Może chodziło o rozmach?
Hermiona wielu rzeczy nie
pamiętała, film urwał jej się dosyć wcześnie. Była jednak pewna jednej rzeczy –
niewątpliwie dobrze się bawiła. Przypominała sobie pocałunki z Blaise’em
Zabinim i czuła odrazę do samej siebie. Na pewno nie wspomni o tym Ronowi, o
nie.
W Wielkiej Sali trwała kolacja,
na którą udała się wraz z Ginny. Po
kilku minutach dołączył do nich Harry. Dziewczyna patrzyła na dwójkę swoich
przyjaciół i widziała, że bardzo się kochają. Nie potrzebowali wylewnych gestów.
Wystarczyły im same spojrzenia. Ta więź między nimi była niesamowita. Hermiona
zazdrościła im tego, rozłąka z Ronem dawała jej się we znaki.
Patrząc na Harry’ego, nagle coś
sobie przypomniała. Urywek z imprezy, który najwyraźniej chciała wyrzucić ze
swojej świadomości, bo wcześniej do niej nie dochodził. Widelec w jej dłoni
zamarł w połowie drogi do ust.
Dziewczyna, kompletnie pijana dziewczyna, zachichotała. Stojący obok
niej chłopak zrobił to samo. Był środek nocy, a oni stali sami w ciemnym
korytarzu. Dziewczyna czknęła, co wywołało kolejną salwę śmiechu. Chłopak nagle
spoważniał i spojrzał na swoją towarzyszkę.
- Gapisz się na mnie, Harry.
- Wiem.
- Czemu?
- Bo cię kocham.
Dziewczynę zatkało, po czym wybuchła śmiechem. Po chwili chłopak do
niej dołączył.
- Hermiona! – Ginny machała jej
ręką przed oczami.
Ta jakby dopiero odzyskała
przytomność umysłu, wpatrywała się w Harry’ego szeroko otwrtymi oczami. Nie
mogła w to uwierzyć. To wspomnienie było jak zły sen, jak natrętna mucha, którą
chciała odpędzić. Nagle poczuła do siebie wstręt i odrazę. Tym razem nie przez
Zabiniego.
- Hermiona, co się z tobą
dzieje? – zapytała mocno już zdenerwowana Ginny. Grngerówna zdążyła zwrócić na
siebie uwagę większości uczniów siedzących nieopodal, którzy patrzyli na nią
nieprzyjemnym wzrokiem. Nie lubili, kiedy ktoś im przeszkadzał podczas kolacji.
- Nic, Ginny – odparła głośno i
wyraźnie. – Wszystko jest w porządku. – Z trudem posłała dziewczynie uśmiech i
z równie wielkim trudem pilnowała się, by nie spojrzeć na Harry’ego.
Już po chwili rozmawiali o
taktyce na przyszły mecz Qudditcha.
Po jednym spojrzeniu w oczy
Hermiony Harry wiedział. Przypomniała sobie. A wyraz jej twarzy upewnił go, że
ani trochę nie czuje zadowolenia z tego powodu.
Nie był pijany, gdy to mówił.
Wybrał taki moment, by jej to powiedzieć, bo wiedział, że niczego nie zapamięta
i że wszystko będzie jak dawniej. Jakże się pomylił! Czuł się źle, że tak
postąpił, ale wiedział, że czasu cofnąć nie może. Już od ich zbliżenia po
eliminacjach do drużyny Qudditcha wiedział - ona już nigdy nie będzie dla niego tylko
przyjaciółką.
Czuł się jednocześnie dziwnie. Z
jednej strony wiedział, że to co zrobił nie było właściwym posunięciem, bo
jakby nie patrzeć - zdradził Ginny. A z drugiej przepełniała go ekscytacja i
pewnego rodzaju podniecenie, gdyż nie miał pewności do uczuć Hermiony
skierowanych w jego stronę. Jednak po kilku dniach ta niewiedza zaczęła
doprowadzać go do szału. Hermiona tak starannie planowała dzień, by nie zostać
z nim sam na sam. Dawna Hermiona nie unikała rozmów.
Pewnego wieczoru zdarzyła się
okazja do rozmowy. Ginny musiała pilnie coś załatwić, a przecież siedzieli we
trójkę przy kominku. Nic nie zapowiadało tego, by mieli zostać sam na sam,
jednak tak się stało. Gin przypomniała sobie o tym, że umówiła się z Luną i
opuściła pokój wspólny, a na twarz Hermiony wstąpiło przerażenie.
Długo milczeli. I choć kiedyś
cisza nie była dla nich niczym krępującym, to teraz nie mogli sobie z tym
poradzić. Oboje znaleźli się w nowej, dość kłopotliwej sytuacji i nie
wiedzieli, jak się w niej odnaleźć.
- Hermiono, ja… - zaczął, lecz
mu przerwała.
- Nie, Harry, nic nie mów. – Jej
głos był chłodny, a ona wydała mu się nieprzystępna i szorstka.
- A właśnie, że powiem! –
podniósł głos, gdy wstała. Spojrzała na niego, zaskoczona. Nigdy na nią nie
krzyczał, a Harry poczuł, iż jest na wygranej pozycji. – Myślisz, że nic się
nie stało, a dzieje się wiele. Starasz się uniknąć tego, co nieuniknione.
Wyraz jej twarzy w ciągu sekundy
zmienił się z zaskoczonego na spokojny.
- Dobrze, więc porozmawiajmy –
odparła cicho, siadając.
Harry nachylił się ku niej. Był
tak blisko, że poczuł zapach jej delikatnych perfum. Tak różny od zapachu perfum
Ginny. Wziął głęboki wdech. Chciał się jej nauczyć na pamięć, każdego, nawet
najmniejszego detalu. Nie wiedział dlaczego, ale wiedział, że musi.
- Mówiłem wtedy poważnie. Jeśli
chcesz, to powtórzę – zapewnił ją żarliwie. W tej chwili liczyła się tylko ona.
Nie było Ginny, nie było miłości do Ginny. Nie było nic oprócz Hermiony.
- Nie chcę – powiedziała
niewzruszona.
- Co?
- Nie chcę – powtórzyła
dobitnie. – Kochasz Ginny, a nie mnie.
W tej chwili zdał sobie z czegoś
sprawę. Milczał, zanim zdołał to z siebie wydusić.
- Hermiona, ja kocham was obie…
- wyznał, patrząc jej w oczy.
Pokręciła głową.
- Kocham Rona. Czemu musiałeś
zniszczyć naszą przyjaźń? – wyszeptała gorączkowo, po czym zostawiła go samego.
Zbliżało się Halloween, a co za
tym szło, wycieczka do Hogsmeade. Większość uczniów miała zamiar skorzystać z
chwili wolności, lecz Hermiona była pewna, że zostanie w Hogwarcie. Musiała
zwolnić, pomyśleć. Dlaczego aż tak to nią wstrząsnęło? Pogubiła się. Przecież
kochała Rona, wiedziała o tym, to było gdzieś w niej zakorzenione, gdzieś
głęboko. Tęskniła za nim, naprawdę. Być może ta rozłąka sprawiła, że jej
uczucia do niego wyblakły, stały się słabsze. Ona sama była słaba. Bardzo
słaba, skoro pozwoliła sprawom przybrać taki obrót.
I nawet nie miała o tym z kim
porozmawiać.
Diego Bonetti był wysokim i
przystojnym młodzieńcem. Miał ciemne włosy i niemal czarne oczy, a od jego
twarzy nie sposób było oderwać wzroku. Sprawiał wrażenie sympatycznego chłopca
z sąsiedztwa. Miał dwadzieścia trzy lata i całe życie przed sobą. Zaraz po
kursach wysłano go tu, do Hogwartu, do ukochanej szkoły. Siedem lat spędził w
tej magicznej szkole jako Krukon. I choć dawno pożegnał się z zamkiem, to
tęsknił za tym beztroskim czasem spędzonym w jego murach.
Przy wielkiej bramie powitał go
Filch. Diego nie był jedynym uczniem, który nie znosił tego starego zgreda, ale
za to był jednym z nielicznych, którzy nie uprzykrzali mi życia. Dlatego też
Filch nie za bardzo go kojarzył, co dla Diega było na rękę.
- Profesor McGonagall czeka na
pana w swoim gabinecie, panie Bonetti – powiedział Filch, zabierając jedną z
walizek Diega. Młodzieniec schylił się po dwie pozostałe.
Nie rozmawiał z Filchem, gdy
szli w stronę zamku. Bo i o czym? Filch przecież nie znosił każdego z uczniów
Hogwartu i nikt nie wiedział, dlaczego. Diego miał zostawić swoje rzeczy w
urządzonym dla niego pokoju, a później spotkać się z McGonagall. Choć widział
Hogwart tyle razy, choć spedził w nim tyle lat, to i tak zamek oszołomił go
swoją potęgą. Był po prostu piękny. Strzeliste wieżyczki i baszty, monstrualne
mury. Diego poczuł się tak, jakby odzyskał dawnego przyjaciela.
Filch zaprowadził go do dużego
pokoju na piątym piętrze i natychmiast się ulotnił. Diego miał w tym
pomieszczeniu wszystko, czego tylko mógłby potrzebować. Wielkie łóżko z
ozdobnym zagłówkiem, ogromną szafę, wygodne pufy i kanapę, dębowe biurko i
regały z mnóstwem ksiąg. Bonetti nawet by nie przypuszczał, że takie pokoje
znajdują się w Hogwarcie. Te pomieszczenie było tak inne od dormitoriów, do
których się przyzwyczaił.
Zostawiwszy bagaże przy wielkiej
szafie, udał się do gabinetu McGonagall. Akurat była przerwa między zajęciami,
więc Diego wzbudził niemałe zainteresowanie. Uczniowie mierzyli go wzrokiem, a
uczennice chichotały na jego widok. Bonetti, jeszcze za szkolnych czasów,
słynął z natury podrywacza, toteż mrugał zawadiacko do dziewcząt. Flirtowanie
go odprężało, dlatego nie był zbyt zadowolony, gdy dotarł do gabinetu
dyrektorki. Diego wiedział, że teraz będzie musiał się pilnować. Tylko jak tu
nie podrywać ślicznych nastolatek, które tylko czekają w kolejce, aż on się
którąś zainteresuje?
Stanął przed chimerą, nie bardzo
wiedząc, co ma robić. Na jego szczęście korytarz był pusty. Nagle posąg
poruszył się i oczom chłopaka ukazały się schody. Wchodząc na górę, minął się z
profesor Sprout, opiekunką Hufflepuffu.
- Ach, pan Bonetti – westchnęła
z uśmiechem. W rękach dźwigała ze cztery wielkie księgi. Diego zawsze ją lubił
i ta sympatia pozostała mu do dnia dzisiejszego.
- Kłaniam się, pani profesor –
skinął głową, uśmiechając się uroczo.
- Co pana tu sprowadza? –
zapytała, przestępując z nogi na nogę.
- To, niestety, tajemnica –
mrugnął do niej. – Jestem pewien, że profesor McGonagall wszystko pani później
wyjaśni – dodał, widząc, że uniosła brwi.
- Mam nadzieję – mruknęła. –
Nieczęsto można tu spotkać absolwentów, panie Bonetti – uśmiechnęła się.
- Zapewne – odparł na to. –
Proszę wybaczyć, pani profesor, ale chyba jestem spóźniony – powiedział
nerwowym tonem.
- Och, spóźniony do Minerwy? –
nauczycielka wydawała się zatroskana. – A więc nie będę już pana zatrzymywać –
dodała i zeszła na dół.
Na gacie Merlina. On naprawdę
był spóźniony. Bał się pomyśleć, jak zareaguje na to McGonagall. Cóż, zaraz
miał się o tym przekonać, bowiem w przeszłości nigdy nie zdarzyło spóźnić mu
się na lekcję transmutacji. Z mocno bijącym sercem zapukał do drzwi gabinetu i,
usłyszawszy uprzednio „proszę wejść”, wstąpił do środka.
McGonagall siedziała za biurkiem
wyprostowana i surowa, z nieśmiertelnym kokiem na głowie. Obrzuciła przybysza
taksującym spojrzeniem.
- Już myślałam, że pan się nie
pojawi, panie Bonetti – rzuciła nieco oschłym tonem, a Diego zarumienił się. –
Proszę usiąść – wskazała mu miejsce naprzeciw siebie. Usiadł na drewnianym
krześle i zaczął się wiercić pod czujnym spojrzeniem profesorki. Zawsze go
onieśmielała.
- Jakżebym śmiał się nie
pojawić, pani profesor – uśmiechnął się niewinnie. W duchu przeklinał Sprout za
tę pogawędkę.
Twarz nauczycielki pozostała
niewzruszona.
- Omówmy szczegóły pana stażu –
zadecydowała, przekładając stosy pergaminów. Zmarszczyła brwi. – Swoją drogą,
dlaczego przysłali pana tutaj dwa miesiące po rozpoczęciu roku szkolnego? –
zapytała.
Diego wzruszył ramionami.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo.
Byłem naprawdę tym zaskoczony.
McGonagall nie wracała już do
tego tematu. Zajęła się omawianiem szczegółów stażu Diega. Miał jej towarzyszyć
na wszystkich lekcjach i zagłębiać tajniki transmutacji.
Wspaniale, pomyślał
sarkastycznie.
Narcyza Malfoy długo zbierała
się do tego, by uprzątnąć rzeczy Lucjusza. Popijając wino z kieliszka,
siedziała w ich małżeńskiej sypialni i oglądała zdjęcia. Z ich ślubu, kolejnych
rocznic, urodzin Dracona, na których byli we trójkę. Może nie z uśmiechami na
twarzach, ale jednak razem.
Całe szczęście, że Narcyza
została w rezydencji sama, bo służba, którą wysłała wcześniej do domów, nie
powinna oglądać pani Malfoy w takim stanie. Kobieta płakała, patrząc na
fotografie ukochanego męża. Wolała, żeby wszyscy myśleli, iż trzyma się
znakomicie, niźli popłakuje po kątach jak zwykli, słabi czarodzieje.
Po kilku minutach otarła łzy i
zaczęła pakować jego ubrania do kartonów. Każda koszula, każda marynarka, każdy
krawat były dla niej jak cios sztyletem. Miały swoją historię, którą teraz
boleśnie przypominały zrozpaczonej wdowie.
Przebrawszy wszystkie rzeczy, kobieta
natrafiła na kufer, schowany w zacienionym rogu szafy. Był zamknięty, więc
Narcyza została zmuszona do użycia zaklęcia, by go otworzyć. Kiedy uchyliła
wieko, jej oczom ukazały się przedmioty, których wcześniej w rzeczach męża nie
widziała. Na wierzchu leżał mały czarny notes, oprawiony w skórę, a pod nim
mnóstwo dokumentów. Na nie Narcyza nie zwróciła uwagi.
Ważyła w dłoniach mały dziennik
i biła się z myślami. Otworzyć go czy spalić, zachowując szacunek dla
prywatności Lucjusza? W końcu ciekawość wzięła nad nią górę i zaczęła czytać
pożółkłe kartki. Litery były zamazane, ale czytelne i wyraźnie wskazywały, że
wyszły spod ręki jej męża.
Na początku wzruszył ją widok
tegoż znajomego pisma, schludnego pisma. Lecz z każdym kolejnym słowem
przekonywała się, jak wielką farsą było jej małżeństwo. Jak wielkim kłamstwem
okazało się jej dotychczasowe życie. Jak wielka nienawiść do Lucjusza ją
ogarnęła.
A Narcyza Malfoy zawsze
wierzyła, że była jedyną miłością swojego męża…
___
Ta, no wiem. Te wyznania trochę
za wcześnie, ale inaczej się nie dało. Po prostu tak zaplanowałam i w dalszych
rozdziałach będziecie mogli się przekonać, dlaczego. Dostałam strasznej weny na
to opowiadanie i zaplanowałam je dokładnie. Miejmy nadzieję, że uda mi się
napisać epilog.
Ech, nienawidzę Emmy -,- Ma masę
ciekawych zdjęć, jednak przydałaby się jakaś świeża sesja, której na razie nie
mogę nigdzie znaleźć. Bosko, po prostu.
Dziękuję mojej kochanej Empatii
za poprawienie rozdziału ;*
Wiecie co? Jestem pod wpływem „Projektu
X”. A szczególnie pod wpływem muzyki. Najbardziej spodobały mi się dwa kawałki
i słucham ich na okrągło.
Całuję,
no, nareszcie się doczekałam nowego rozdziału! :D
OdpowiedzUsuńciekawy, ciekawy nie powiem inaczej. zaskoczyło mnie wyznanie Harry'ego w stosunku do Hermiony, ale nie zdziwiło mnie jej zachowanie - sama postąpiłabym podobnie.
Diego? Diego? kim on jest?! zaintrygował mnie. nowy nauczyciel? pewnie coś wprowadzi w życie bohaterów.. jestem ciekawa, co. co do Cyzi i i jej zachowania - cóż takiego się wydarzyło, że płakała? i ten notatnik... osz, czekam na 7! :)
pozdrawiam ;*
Rozdział byłby wcześniej, tyle że pojechałam na biwak, a wiadomo - na biwaku neta nie ma :D
UsuńDiego... namiesza. Bardzo namiesza. Ale to później :D
Dziękuję za miłe słowa ;*
Całuję ;*
Kochana Lacrett!
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero teraz skomentowałam, ale nie zauważyłam, że dodałaś rozdział, a nawet dwa.
Ten podobał mi się bardziej od poprzedniego. Tamten niewiele (żeby nie powiedzieć nic) wnosił do akcji. Ten jest świetny. Tak dużo się działo! Tylko zdziwiła mnie wypowiedź Harry'ego. Kiedy był w szóstej klasie długo zbierał się, by zbliżyć się do Ginny, a tu nagle... tak prawie od razu...? No, ale wierzę, że masz wszystko dobrze zaplanowane;)
Pozdrawiam
Wierz mi, że sama się zdziwiłam, kiedy tak to planowałam. Chciałam żeby było trochę inaczej, ale jak już sobie wszystko rozpisałam, stwierdziłam, że tak musi być i kropka :)
UsuńDziękuję za miłe słowa :)
Wiesz, wydaje mi się, że już kiedyś czytałam jakieś Twoje opowiadanie, kojarzę Twój nick. Ale co to było, to nie mam pojęcia. Chyba również Hermiona/Harry.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały, ale jeżeli chodzi o mój stosunek do nich - jest różny. Nie lubię bawić się w słodzenie, więc nie będę tym przesadzać.
Historia jest ciekawa, dużo wątkowa, a postacie dobrze ucharakteryzowane, sama fabuła interesująca. Jednak muszę zwrócić uwagę, że wszystko dzieje się bardzo szybko, a niektóre sprawy, jak charakter Hrmiony, szybko przeszedł transformację. Na przykład rozdział 5 miał być przełomem. Uhm, nie było tam niczego takiego. Sama już nie wiem, co myśleć o Ronie. Tak samo wątek z Cho... Kiedyś będzie jakieś nawiązanie do tego?
Dziwne, że Ginny niczego nie zauważa. Na jej miejscu już dawno spytałabym się Hermiony w czym rzecz. I ten nowy stażysta... Co z nim będzie? Masz jakieś plany z jego osobą w roli głównej? Mam nadzieję, ponieważ postanowiłam dodać Ciebie do ulubionych i wpadać tu raz na tydzień ;)
Buziaki ,
www.sprzeczne-uczucia.blogspot.com
Bardzo możliwe, zaczynałam wiele opowiadań, ale żadnego nie skończyłam :)
UsuńChciałam wplątać Cho w te opowiadanie, żeby wszystko nie kręciło się wokół Hermiony i Harry'ego. Co do Ginny... No cóż, wszystko będzie w następnym rozdziale :) A co do Diego to tak, mam plany.
Pozdrawiam :)
Powtórzeń jest dużo, bardzo dużo, szczególnie na początku rozdziału. Styl jakby zupełnie nie Twój. Stracił lekkość, płynność, przestał mnie czarować. Naprawdę, te rozdziały od poprzednich różnią się tak diametralnie, że aż mnie to przeraża.
OdpowiedzUsuńWierzę, kiedy mówisz, że masz zaplanowane to opowiadanie, ale na razie co rusz się rozczarowuję.
Wyglądało przez moment tak, jakbyś straciła serce do tego opowiadania. Rozdział jest niesamowicie chaotyczny, a postać Diego tylko mnie irytuje zamiast zaciekawić.
Szkoda.
Szablon może i byłby okej, ale Hermiona wygląda na nim, jak stara, przesuszona babcia, a litery nie mają polskich znaków. Nie lubimy.
Niemniej jednak będę wpadać.
Pozdrawiam.
Przykro mi, że tak uważasz. Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będzie lepiej :)
UsuńTe zdjęcie Emmy jako jedyne spodobało mi się z tej sesji. Może to przez filtr tak wygląda? A co do liter, to czcionka, której użyłam nie ma polskich znaków -,- Sama tego nie lubię, ale jakoś nie miałam serca wstawić innego napisu.
Pozdrawiam :)
Kiedyś już chyba miałam okazję czytać Twoje opowiadanie jako Chocolate, pamiętasz? Bo jeśli tak, to chyba kojarzę właściwą osobę. :) A potem przestałam w ogóle czytać FF potterowskie aż do dzisiaj. Zapragnęłam poczytać sobie Harmione. I powiem Ci, że świetnie piszesz. Podoba mi się sposób, w jaki prowadzisz akcję, a do tego utrzymujesz klimat. I to mi się bardzo podoba. :) Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńPamiętam, pamiętam :) Cieszę się, że wróciłaś :)
UsuńDziękuję za miłe słowa :)
Ja zawsze byłam, tylko się na chwilę odizolowałam. :) Ale może jeszcze kiedyś napiszę jakieś FF potterowskie, bo nawet mi się znowu zachciało. I w sumie doszłam do wniosku, że chciałabym odzyskać swoje stare dramione, tylko nie mam pojęcia, kto może je mieć w całości...
UsuńMnie również zdziwiło wyznanie Harry'ego. Jeśli kocha i Hermionę, i Ginny, to... Będzie ciężko. W końcu będzie musiał wybrać. Nie dziwię się jednak zachowaniu Hermiony - też zaczęłabym go unikać i udawać, że tamta rozmowa nie miała miejsca.
OdpowiedzUsuńŚliczny szablon, a tak w ogóle - też jestem pod wpływem "Projektu X" ^^ Non stop na okrągło słucham piosenki Kid Cudi "Pursuit of happiness" ;P
Pozdrawiam :)
O właśnie tę piosenkę miałam na myśli :D Tylko u mnie jeszcze jest Yeah Yeah Yeahs - Heads will roll i ostatnio doszło Far East Movement - Candy :D A tak poza tym - genialny film :D
UsuńA będzie musiał wybrać i wybierze - to w następnym rozdziale :D