Żongler

Chciałabym wszystkich przeprosić. Zawieszam bloga na czas nieokreślony. Mam problemy rodzinne i nie w głowie mi teraz pisanie opowiadań. Postaram się jak najszybciej wrócić. Jeszcze raz przepraszam.

Dodałam zakładkę Szablony. Zainteresowanych zapraszam.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Rozdział 2

Marzyliśmy o takim powrocie.
Na pewno?


Draco Malfoy nigdy nie płakał. Ale teraz po prostu nie potrafił. Nie potrafił dusić w sobie emocji. Musiał pozwolić, by ujrzały światło dzienne, bo inaczej chybaby zwariował.
Miał na sobie garnitur. Ślad po pogrzebie. Na kolanach widniały śladu ziemi. Ziemi, w której został pochowany jego ojciec. Pojedyncze obrazy docierały do jego głowy w zwolnionym tempie. Z trudem przypominał sobie, co działo się w ciągu ostatnich dwóch godzin.
Przypomniał sobie twarz matki, która nie wyrażała żadnych uczuć. Przypomniał sobie delikatny pocałunek Astorii. Przypomniał sobie jej ciepłą rękę na jego plecach podczas pogrzebu. Przypomniał sobie, że kiedy trumna z ciałem jego ojca została zakopana pod ziemią, klęknął. Przypomniał sobie, że krzyczał. Że przeklinał Voldemorta. Gdyby nie on, jego życie byłoby normalne, jego ojciec by żył. Przypomniał sobie tę wściekłość w jego sercu. Przypomniał sobie, że matka teleportowała się, zabierając ich ze sobą. Przypomniał sobie, że uciekł, zostawiając matkę i Astorię na dole.
Nie chciał, by ktokolwiek patrzył na jego łzy. Czuł się paskudnie. Brakowało mu rad ojca. On powiedziałby mu, co ma robić. Ale ojca tu nie ma, szepnął głosik w jego głowie, jesteś sam i musisz sobie radzić. Już nikt ci nie pomoże. Nie ma osoby, która dałaby mu wskazówkę, jak ma żyć. Ta świadomość, że starszego Malfoya nie ma… Jeszcze się z tym nie pogodził. Nie mógł. Po prostu nie mógł.
A łzy znaczyły drogę na jego policzkach…

Pierwszy dzień września był zwykłym dniem. Ludzie spieszyli się do pracy, dzieci do szkoły. Każdy miał przy sobie parasol, bo, jak przystało na Anglię, zaczynało padać. Draco nienawidził takiej pogody. Nienawidził tej wyczuwalnej w powietrzu wilgoci, nienawidził zimnego wiatru i przesłoniętego chmurami nieba.  
Szedł z Astorią spokojnie. Minęli mnóstwo mugoli na stacji Kings Cross, zanim dotarli do peronu numer dziewięć i trzy czwarte. Co rusz słychać było gwizd odjeżdżających pociągów, ktoś czasem krzyknął. Zwykły dzień.
Draco nic nie mówił. Miał kamienną twarz i nawet nie chciało mu się spoglądać z pogardą na niemagicznych ludzi. Czuł w sercu pustkę i był zły, że nie mógł zostać z matką w domu. Niestety, McGonagall stanowczo nakazała mu wrócić. Chyba za karę. Ale czy śmierć Lucjusza to niewystarczająca kara?
Astoria jakby wyczuła jego podły nastrój i po chwili wahania delikatnie splotła swoje palce z jego palcami. Jej dotyk budził w nim nieznane uczucia. Była inna niż jego pozostałe dziewczyny. Lubił przebywać w jej towarzystwie, bo emanowała z niej radość. Jednak w chwilach takich jak ta, nie narzucała mu się rozmową. Wiedziała, że sam jej dotyk, jej obecność, wystarczą.
Nie spieszyli się. Teleportowali się grubo przed jedenastą w pewnej uliczce i mieli mnóstwo czasu, by spokojnie dojść na peron. Draco tak pogrążył się w rozmyślaniach, że nawet nie zauważył, kiedy w końcu stanęli przed barierką.
Astoria chrząknęła, lecz nie zareagował. Odgarnęła mu zabłąkany kosmyk z twarzy. Dopiero wtedy spojrzał na nią przytomniejszym wzrokiem. Dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie i skinęła głową na barierkę. Nie odwzajemnił tego gestu, po prostu bez słowa przeszedł na peron dziewięć i trzy czwarte. Spojrzał na Astorię, żeby zobaczyć, jak zareaguje na jego zachowanie. Westchnęła cicho i spoglądała na niego co chwilę z niepokojem, jakby bała się, że Draco chce zrobić coś głupiego.
Zobaczył czerwoną lokomotywę. Ten znajomy widok nie wzbudził w nim żadnych uczuć. Patrzył na maszynę i nie mógł uwierzyć w to, że nie potrafi wykrzesać z siebie choćby iskry szczęścia. Na peronie było prawie pusto. Kilkanaście osób żegnało się z rodzicami. Jego wzrok padł na Denisa Creevey. Przytulał się właśnie do szerokiej piersi pewnego mężczyzny. Stojąca obok kobieta przyglądała się temu z pewną dozą czułości na twarzy.
Po raz pierwszy w życiu Draco Malfoy zazdrościł czegoś szlamie –Denis miał ojca, a on nie.
- Nie musisz na to patrzeć – powiedziała cicho Astoria.
- Wiem – odparł i odszedł, nawet na nią nie patrząc.

- Spóźnimy się! – rzuciła gorączkowo Hermiona, przedzierając się przez tłum mugoli. Spojrzała na zegarek – wskazywał godzinę dokładnie za pięć jedenasta. – Ruszcie się! – warknęła w stronę Harry’ego i Ginny.
Oni byli tak samo podenerwowani jak ona, jednak nie okazywali tego aż tak bardzo. Panna Granger nie wyobrażała sobie spóźnienia na pociąg do Hogwartu, natomiast Harry wiedział, jak się tam dostać. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie drugiej klasy. Hermiona spiorunowała go za to wzrokiem, więc spuścił głowę i przyspieszył kroku. Ginny, widząc jego zakłopotanie, zachichotała cicho.
Na szczęście nikt ich nie odprowadzał. Nie musieli tracić czasu na pożegnania. Biegiem wpadli na peron i rzucili się w stronę pociągu, kiedy rozbrzmiał gwizd oznajmujący odjazd. Harry skrzywił się, gdy wszyscy zaczęli wytykać go palcami. Jego pojawienie się wzbudziło zamieszanie. Każdy chciał go zobaczyć, choć przez chwilę. A on nienawidził tego uczucia. Wciąż był Wybrańcem, był bohaterem, był kimś wielkim i wątpił, by kiedykolwiek się to zmieniło. Na szczęście nie musiał zbyt długo przejmować się natrętnymi spojrzeniami, bo Hermiona siłą wepchnęła go do pociągu.
I wreszcie, Ekspres Londyn-Hogwart odjechał.

Ron nie mógł znaleźć sobie miejsca. Hermiona nawet nie pożegnała się z nim tak jak „trzeba”. Nie przytuliła go, po prostu cmoknęła w usta i, nie patrząc mu w oczy, odwróciła się na pięcie i wyszła. Nie chciał za nią biec, bo wiedział, że to i tak nic by nie dało. Jeszcze bardziej by ją rozzłościł. Mimo tego, że minęły dopiero trzy godziny, tęsknił za nią. Brakowało mu rozmów z nią, przekomarzań i jej uśmiechu.
Siedział na krześle w kuchni i patrzył, jak jego matka krząta się i robi obiad. Brał do ręki wszystkie przedmioty, które leżały w zasięgu jego wzroku. Nie mógł znaleźć ukojenia w obecności matki i znajomych kątów.
W końcu wstał i rzucił:
- Nie czekaj na mnie.
Wybiegł przed Norę, po czym teleportował się na pobliski cmentarz. To tam pochowano Freda. To tam leżał jego brat. Chodził między nagrobkami i czytał nieznajome nazwiska. Dreszcz przeszedł mu po plecach, kiedy dotarł na ten grób.
Choć Ron nigdy nie płakał, to teraz oczy zaszły mu łzami. Świadomość, że Freda nie ma, że Fred nie żyje, sprawiała, że czuł się naprawdę okropnie. Fred nie zasłużył na taką śmierć. Fred powinien żyć. To niesprawiedliwe.
Stał nad jego grobem i patrzył na wyryte w kamieniu nazwisko. Niczym nie zmąconą ciszę przerywał od czasu do czasu świergot ptaków. Powiał chłodny wiatr, lecz Ron, będąc jakby w letargu, nawet tego nie poczuł. Nie chciał nic czuć. Chciał tylko wyłączyć swoje emocje, choć na moment, by móc to wszystko racjonalnie sobie wytłumaczyć. Dlaczego akurat Fred musiał zginąć? Dlaczego?
I stałby pewnie jeszcze tak wiele czasu, gdyby ktoś mu nie przerwał.
- Ron.
Odwrócił się powoli w stronę Georga. On również nie miał powodów do radości. Uśmiech, który do niedawna zdobił jego twarz, zniknął i wydawać by się mogło, że nigdy nie wróci. Na szczęście George nie miał ochoty rozmawiać. Po prostu stanął obok Rona i zaczął wpatrywać się w nagrobek. Ron pomyślał, że już dawno nie słyszał z ust brata żadnego żartu czy chociażby spontanicznego wybuchu śmiechu.
Milczeli.
- Zastanawiam się nad zamknięciem sklepu – oznajmił George po dłuższym czasie. Ron spojrzał na niego, zaskoczony. Chłopak westchnął. – Bez Freda to nie ma sensu…
- Myślisz, że Fred chciałby, żebyś tak mówił? Przecież tym zajmujecie się od urodzenia!
George uniósł brwi. Nie patrzył na to z tej strony. Widział tylko to, że już nigdy nie wymyśli żadnego nowego wynalazku razem z Fredem. A ten fakt bardzo bolał.
- Pomogę ci – zaoferował się Ron, po czym spojrzał w niebo, jakby chciał zobaczyć tam zmarłego brata, który aprobuje jego decyzję.

W Wielkiej Sali rozbrzmiewał zwykły gwar. Chociaż już nie było słychać tak częstych wybuchów śmiechu, jak przed wojną. Ginny zdziwiło to, że ludzie potrafią tak szybko wrócić do dawnego porządku życia.
Grzebała widelcem w swojej sałatce i jednym uchem słuchała rozmowy Harry’ego i Hermiony. Dyskutowali o Lavender Brown. Podobno jej stan był bardzo ciężki i nikt nie wiedział, czy kiedykolwiek wydobrzeje. Magomedycy starali się uleczyć rany zadane przez Fenrira Greybacka. Choć minęły trzy miesiące i najlepsi specjaliści próbowali pozbyć się krwawych szram, to nie udawało im się to.
Ginny spojrzała na Parvati Patil. Dziewczyna siedziała ze wzrokiem wbitym w pusty talerz. Przecież Lavender była jej najlepszą przyjaciółką! Trudno jest wrócić do codzienności, mając świadomość, że osoba, którą traktujesz jak rodzinę, może już nigdy się nie obudzić.
Ginny przypomniała sobie, że kiedyś też miała przyjaciela. Prawdziwego przyjaciela. Dla niej Tom nigdy nie był Lordem Voldemortem. Dla niej był zawsze bardzo bliską osobą. Była taka chwila, kiedy zapragnęła, by Tom wrócił. Ale tylko jedna chwila. Jedna, cudowna chwila, kiedy pomyślała, że znów ma przyjaciela.
Potrząsnęła głową.
Ginny rozejrzała się po sali. Najbardziej interesowało ją zachowanie Ślizgonów. W zeszłym roku mieli taryfę ulgową. Jednak teraz siedzieli cicho i nawet ze sobą nie rozmawiali. Dziewczyna nie chciała być mściwa, ale odczuła pewnego rodzaju satysfakcję, widząc niezbyt radosne miny uczniów ze Slytherinu.
W pewnym momencie jej wzrok padł na chłopaka o brązowych włosach. Ślizgon patrzył na Hermionę i Harry’ego i wydawał się nad czymś głęboko zastanawiać. Ginny poprawiła się na swoim miejscu, żeby mieć na niego lepszy widok. Po chwili chłopak szturchnął Dracona i szepnął mu coś na ucho. Malfoy pokręcił przecząco głową i spojrzał na Ginny lodowatym wzrokiem. Chłopak obok niego nawet nie zwrócił na nią uwagi.
Hermiona i Harry też nie zwrócili uwagi na to, że dziewczyna nic nie mówi. Ginny rozważała przez chwilę powiadomienie ich o całym zajściu, jednak stwierdziła, że oni pewnie zaczną ją zbywać. Nigdy jej nie słuchali. Dla nich zawsze będzie tylko młodszą siostrą Rona. Nawet dla Harry’ego. Myślała, że teraz, kiedy Voldemorta już nie ma, zacznie traktować ją poważniej.
Nie o takim powrocie do Hogwartu marzyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy